Geoblog.pl    noufany    Podróże    rumbo a Mexico    chiquiadas i "mój śpiew to cierpienie"
Zwiń mapę
2009
24
wrz

chiquiadas i "mój śpiew to cierpienie"

 
Meksyk
Meksyk, Aguascalientes
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11323 km
 
Kolejny spokojny dzień. Śniadanie, potem wizyta w muzeum kolei.

Na śniadanie pojechaliśmy do lokalnej jadłodajni zjeść chiquiadas.

Chiquiadas.
To pyszne jedzonko to dwie tortille smażone razem. Później otwiera się je z jednej strony i wkłada nadzienie. Może być to jajecznica z chile, mięso wieprzowe na ostro (bardzo ostro!) czy rajas de chile (podsmażone kawałki chile serrano), chicharrón roja lub verde (skóra wieprzowa), i wiele innych.
Najbardziej smakowała mi wersja z wieprzowiną, która była dla mnie mniej ostra niż dla Simona (Polska-Meksyk 1:0). Do wszystkiego zamówiliśmy sok ananasowy (świeżo wyciskany, ale niestety był zbyt wodnisty). Chiquiadas polecam całym swoim żołądkiem :)

Museo de ferrocarril.
Muzeum nie jest duże, całość zwiedza się w przeciągu godziny. Dla turystów udostępniono 2 wagony sprzed parudziesięciu lat (skądinąd całkiem luksusowe: w przedziale 3 wygodne siedzenia + jedna kuszetka na górze), gdzie oprócz zwykłych przedziałów jest kuchnia (najwyraźniej przygotowywano tam świeże posiłki - nie wiem jak jest u nas w Warsie), jadalnia - normalnej wielkości stoliki i po 4 krzesła.
Można było zobaczyć też pociąg prezydencki, niestety tylko z zewnątrz, bo zbyt dużo zniszczeń powodowali turyści, ehh... przez szyby było widać sypialnie z dużymi łożami małżeńskimi, gabinet prezydencki (dębowe biurko i skórzane krzesło) oraz pokój narad - wygodne, skórzane fotele i kanapa, dębowy stół i barek na alkohole. Po prostu przepych, mało kto tak mieszka.
Niedaleko stalowych wagonów jest park z kafelkowanymi ławkami (bogaci mieszkańcy aguascalientes mogli kupić taką ławkę i umieścić na nich swoje nazwiska bądź reklamy własnych przedsiębiorstw) z widokami oraz nazwami miast Meksyku.
Obok ławek jest fontanna ok 5x25 metrów z wieloma strumieniami wody, które są wypuszczane co 2 godziny w rytm muzyki. Wieczorami pokaz wzbogacany jest kolorowymi światłami - coś jak nowa fontanna we Wrocławiu, tylko, że dużo starsza i pewnie dużo tańsza.

A jednak zaśpiewałem.
Około 18 pojechaliśmy do pracy Simona, gdzie w małym pokoiku, wraz z kolegami, urządzili sobie pokój muzyczny: perkusja, 2 mikrofony, elektroniczne organy, gitara elektryczna, gitara basowa i konga. Przy akompaniamencie Paulanera w wersji Dunkel oraz wina Rioja z lekką zawartością korka (niestety ten rozsypał się podczas otwierania), chłopaki zagrali co większe utwory z muzycznego dorobku Meksyku oraz światowego. Udało im się mnie zachęcić do śpiewania, na szczęście mikrofon był na tyle cicho, że prawie nie było mnie słychać. Uff!
Zespół pięciu amatorów muzyki nie ma chyba nazwy, ale nagrali własną płytę z tekstami i muzyką autorstwa Simona... muszę przyznać, że dają radę. Wszystko odbywa się pod czujnym okiem Gusa (od Gustavo), który nauczył ich prawie wszystkiego i faktycznie prezentował się najbardziej profesjonalnie z nich wszystkich. Graliśmy (no dobra, grali ;) prawie 5 godzin i bardzo mi się spodobało. Szkoda, że przez długi czas nie będę miał okazji ponownie wziąć w tym udziału.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
noufany
Roman Koziołek
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 86 wpisów86 77 komentarzy77 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.12.2017 - 17.12.2017
 
 
01.09.2009 - 08.11.2009