Rano skoro swit szybki prysznic i sniadanie - oprocz arbuza byly:
enfrijoladas: tortille polane sosem z fasoli (frijoles), posypane bialym serem i cebula - calkiem dobre.
Wyprawa do Atlixco.
Do Atlixco wybralismy sie samochodem wraz z Miriam (siostra Nancy) i jej kolega Carlosem. Atlixco lezy okolo pol godziny na zachod od Puebli, dojazd autostrada (platna 25 pesos).
Po dojechaniu na miejsce zwiedzilismy Zócalo de Atlixco, czyli rynek - wyglada mniej wiecej jak nasz park, ale z egzotyczna roslinnoscia, lawkami z kafelek przedstawiajacymi rozne pejzaze. Na samym srodku "The Italian Coffee Company" - wg mnie troche to psuje obraz "meksykanskiego miasta", ale nic to. Mozna tam tez zobaczyc Zolwia oraz muszle z kwiatow. Zwiedzilismy takze kosciol i okolice.
Nastepnie pojechalismy nieopodal do sklepu ogrodniczego: bylo tam troche egzotycznych dla mnie roslin, m. in. Sadzonki z Chile Havanero, ktore jest bardzo ostre - sprzedawca powiedzial, ze po dwoch dniach od kupienia bedzie gotowe do spozycia (chodzi o chemie, ktora stosuja do uprawy roslin). Koszt sadzonki czy juz wyrosnietego kwiata to 5-20 pesos, podobno przyjezdzaja tam z calej Puebli ze wzgledu na niskie ceny.
Hodowla pstraga (Trucha).
Troche dalej od centrum Atlixco znajduje sie pare hodowli pstraga. Okolice Atlixco sa teraz bardzo obfite w roslinnosc z powodu wiekszej wysokosci i pory deszczowej. Dotarlismy do jednej z hodowli, gdzie za 15 pesos mozna zwiedzic baseny z pstragami i zobaczyc, w jaki sposob sie je hoduje. Hodowle sa zasilane bardzo czysta woda ze wzgorz. Osobniki mlode oddziela sie od starszych, a baseny skonstruowane sa tak, ze woda przeplywa przez kolejne - pstragi potrzebuja biezacej wody.
Dorosle osobniki maja okolo 50-70 cm dlugosci i sprzedaje sie je za ok. 250 pesos za 1kg.
Po zwiedzeniu hodowli poszlismy zjesc swieza rybke. Przed restauracja byl basenik z pstragami i fontanna. Tuz obok zas kaluza i lina do przeprawy przez nia. Wystarczylo sie dobrze rozpedzic i puscic w odpowiednim momencie, by przeskoczyc. Carlos byl pierwszy i za drugim podejsciem mu sie udalo. Przyszla kolej na mnie - zgodnie z tytulem wpisu efektu mozna sie domyslic. zabraklo mi predkosci i spadlem do kaluzy, moczac tylek razem z koszulka, spodniami i butami. Przyszlo mi jesc na mokro :)
Kazdy zamowil inna potrawe (cena ok. 80-90 pesos):
Trucha a la Cabaña - Pstrag duszony z cebula, pietruszka i pomidorem,
Trucha de mariscos - to samo co Cabaña ale z dodatkiem krewetek,
Trucha de Chipotle - Pstrag w sosie z chile chipotle,
Jako przystawke dostalismy Tortille z ciemnej kukurydzy z salsa verde i warzywami. Do tego piwko (Negra Modelo, zwana "negrita" - 25 pesos).
Do ryby podano oczywscie tortille, Miriam zamowila rowniez do tego ser.
Po nasyceniu sie dobrym jadlem pojechalismy do Puebli (Carlos musial jechac do pracy).
Po drodze - jako, ze Atlixco jest malym miasteczkiem - napotkalismy na pare psow, ktore nic sobie nie robily z obecnosci jadacego szybko auta, jeden nawet lezal na srodku jezdni kazac siebie ominac. Oprocz tego 2 konie, pare krow i stado psow poganianych przez rolnika.
Wrocilismy do domu, gdzie sie wykapalem, przebralem i zdrzemnalem (lekko podziebiony). Po 2h bylem jak nowy, odswiezylem sie, ubralem koszule i pojechalismy na impreze.
PentHouse.
Nowo otwarty klub, ktorego wlascicielami sa znajomi Nancy i jej rodziny: wejscie bez zadnego szyldu - sam bym tam nie wszedl). Wchodzisz 3 pietra do gory (zabudowa Puebli jest do 3 pietra - w zaleznosci od dochodow bank przyznaje kredyt na dom od 1 do 3 pieter) i znajdujesz sie w calkiem przyjemnym miejscu. Mialo byc tam karaoke, sie sie nie doczekalismy. Za to DJ puszczal Cumbie Norteñie, salse, reggaeton oraz muzyke pop i z lat 80-tych. Do muzyki akompaniowaly nam drinki z tequila Los Casadores (bardzo smaczne, i na drugi dzien nie ma duzego kaca :). Znajome Meksykanki nauczyly mnie cumbii i reggaetonu, w salsie radzilem sobie jako tako, ale do Meksykanow, ktorzy umieja tanczyc, duzo mi brakowalo.
Przy okazji nauczylem sie tanczyc na rurze :) - nie zostalo to zarejestrowane, wiec w razie czego wszystkiego sie wypre!
Bardzo mile bylo, ze zarowno mlodzi, jak i starsi tanczyli bez zadnych uprzedzen, co wiecej, dawali rade :)
Imprezka skonczyla sie okolo 3, gdzie juz troche zmeczeni, pojechalismy do domu (nie wiem ile wypili kierowcy, ale nikt nas nie zatrzymal na szczescie - podobno policja w nocy patroluje glowne ulice, wiec wiedzac jak jechac, mozna uniknac kontroli i duzego mandatu: 1500 pesos za jazde po pijaku, dodatkowo za odholowanie pojazdu na parking policyjny i oplata za kazdy dzien postoju - odbior tylko w dni robocze).
Tak czy siak bylo naprawde fajnie! W sobote idziemy do botiki (M. botica) potanczyc salse na zywo - juz sie boje :)