Rano bylo sniadanie po meksykansku:
- kawalki arbuza
- jajecznica po meksykansku: jajka, pomidory, papryka i cebula,
- tortilla z maki kukurydzianej,
- kawa z herbatnikami.
Jajecznica byla bardzo smaczna, zagryzana tortilla.
Kawe przygotowuje sie w nastepujacy sposob: do garnka wlewa sie wody, gotuje sie, po czym wsypuje kawe mielona i wylacza gaz. Tak przygotowana podaje sie z herbatnikami.
jest godzina 12:20 i niedlugo jedziemy do Choluli.
Wiecej tu: http://en.wikipedia.org/wiki/Cholula_(Mesoamerican_site)
Od dzis postaram sie wspierac moje opisy zdjeciami :)
Zdjecia beda niestety pozniej, bo mam problemy z polaczeniem sie moim kompem przez wifi (nie znam hasla :p). Te wpisy sa z komputera Gaby.
Dotarlismy do Choluli, gdzie 3 osoby pokierowaly nas na odpowiednie miejsce parkingowe, dbajac o to, bysmy nie zajeli za duzo miejsca (koszt parkingu na caly dzien, 30 pesos). Zaczelismy isc w strone ruin, po drodze mijajac szpital psychiatryczny pw. Swietej Panienki z Guadalupy. Okazalo sie, ze wejscie w niedziele jest darmowe, jak podobno w wiekszosci zabytkow/muzeow itp. Weszlismy w dlugie korytarze, powoli wspinajace sie do gory i laczace ze soba schodami (za kratami). Kiedys Cholula byla miejscem kultu, gdzie kaplani poruszali sie tunelami. Po jakims czasie wyszlismy z tuneli i moglismy podziwiac resztki piramidy z okresu ok. 430 r.n.e. nadal zachowanej w bardzo dobrym stanie. Mimo, ze ta piramida nie jest najwieksza w Meksyku, robi wrazenie. Sa tam nadal zachowane oltarze ofiarne, a konstrukcja scian powoduje bardzo ciekawa akustyke. Wszyskto na swiezym powietrzu, pomiedzy gromadami Meksykanow i turystow. Jeden z oltarzy, skladajacy sie z 2 czesci: poziomej plyty ofiarnej i pionowej, znaleziono osobno w odleglosci ok. 20m - podobno efekt trzesienia Ziemi.
Cholula zostala praktycznie zasypana w calosci przez Hiszpan gdy przybyli podbijac swiat, wg mnie duzy blad, ale czego sie nie robi dla nawrocenia? Zasypujac miejsce kultu osiagneli cel, bo zniszczyli swietosc, na ktorej w dodatku wybudowali kosciol, ale przez to nie mozna juz odkryc calych ruin, ktore prezentuja sie wspaniale, mimo, ze tylko ich skromna czesc jest widoczna.
Po obejrzeniu ruin trafilismy na festyn (o tym zaraz) i na pokaz rytualow indianskich. Potem weszlismy droga na szczyt wzgorza, by obejrzec widoki oraz sam kosciol (Iglesia de la Virgen de los Remedios). Kosciol byl caly ustrojony kwiatami a do dotkniecia Sw. Panienki ustawiala sie duza kolejka wiernych. 1 wrzesnia bylo swieto Patronki tego kosciola, co tlumaczy caly ruch i tlok.
Dowiedzialem sie takze, ze w Choluli znajduje sie 365 kosciolow, po jednym na kazdy dzien roku. Kazdy z tych kosciolow ma swoje swieto w inny dzien. Wg Mamy Gaby to troche za duzo :)
Po nasyceniu oczu widokami zeszlismy na festyn, obejrzec centrum Choluli. Festyn to istny raj dla milosnikow pamiatek (srednia cena pamiatki to 10 pesos - jest to cena calkiem spora, bo wiedzac, gdzie kupowac, mozna kupic duzo taniej) oraz jedzenia (marynowane owoce kaktusa, prazone koniki polne - mniam, tortille przyrzadzane na 10 roznych sposobow, cale stoiska ze slodyczami, owocami, swiezo przyrzadzane kakao w duzych misach, mieszane caly czas przez sprzedawczynie i wiele, wiele innych). Dokladniejszy opis tego, co sprobowalem, troche pozniej - potrzebuje konsultacji Gaby, bo juz nie pamietam nazw i sposobow przyrzadzania.
Bardzo przyjemnym jest fakt, ze wszystkiego mozna sprobowac zanim sie kupi - a jesli nie kupisz, to nic sie nie stanie. Ludzie sa bardzo mili, a jedzenie i picie kosztuje ok. 10 pesos.
Teraz ide zwiedzac dalej, jak wroce to wieczorem opisze wszystkie smakolyki, ktore jadlem, lacznie z konikami polnymi :)
Teraz zapowiadany opis jedzonka, ktore pochlanialem:
Pulque - napoj sporzadzany w wyniku fermentacji pewnego gatunku kaktusa o nazwie maguey. Jest koloru bialo-przezroczystego i ma smak troche kwasnego rozgotowanego ryzu - przynajmniej mialem takie wrazenie probujac. W duzych ilosciach mozna sie tym niezle upic (sprobuje pozniej :) Mozna przyrzadzac to takze z owocami, wtedy nazywa sie pulque curado de . Najczesciej spotykane owoce to mango, ananas i guayaba (gruszla - http://pl.wikipedia.org/wiki/Gujawa).
Las chalupas - male tortille smazone na smalcu (manteca), z sosem (najczesciej pomidorowym), z dodatkiem pewnej (malej) ilosci miesa z kurczaka oraz cebuli. Bardzo smaczne.
Los chapulines - omawiane wczesniej prazone z dodatkiem limetki koniki polne. Nie wszyscy to jedza, ale mnie smakowalo.
Cacao - czyli zwykle kakao, przyrzadzane swieze w duzych, drewnianych misach, mieszane caly czas za pomoca czegos na ksztalt lyzki do miodu, tyle, ze wiekszej. Efektem ubocznym jest duzo piany, ale calosc jest bardzo dobra na upaly.
Tacos - tu jest troche wiecej do pisania. Jest duzo stoisk, ktore sprzedaja skladniki potrzebne do przyrzadzenia tacos, kazdy mozna kupic osobno, usiasc przy stoliku i zrobic wlasne tacos. Oto skladniki:
- Cecina - smazone mieso wolowe, ktore uprzednio zostalo posolone i wysuszone,
- Salatka z Nopali, czyli owocow kaktusa (http://en.wikipedia.org/wiki/Nopal), dodatkowo zawiera kawalki rzodkiewki i pietruszki, oraz cebule,
- guacamole, czyli owoc awokado (smaczliwka - kto wymysla te nazwy?), ktory, gdy dojrzaly, jest juz odpowiednio miekki do zjedzenia. Taki owoc rozcina sie wokol duzej pestki, po czym przekreca - i polowki powinny sie rozejsc bez problemu. Taki kawalek oddziela sie od skorki i dodaje to tortilli,
- tortilla, czyli placek z maki kukurydzianej,
- sos z zielonych pomidorow,
- Las Rajas de chile - plastry bardzo ostrej papryki (dobre!!!).
Do calosci bardzo dobre jest piwo Corona :) Polecam!