Geoblog.pl    noufany    Podróże    Peruponia    No to nara!
Zwiń mapę
2017
07
gru

No to nara!

 
Japonia
Japonia, Nara
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10731 km
 
Poszliśmy na sniadanie ok. 0830, niestety jadłodajnia była prawie pełna i musiałem trochę postac zanim zwolnilo sie miejsce obok Gosi. Zjedliśmy po 2 tosty i po jajku, ulubiona kawa i wróciliśmy do pokoju sie wymeldowac. Planowaliśmy sie wczoraj, wiec sprawnie tuz przed 10 oddaliśmy pożyczony czajnik do herbaty i kartę do pokoju. Zostawiliśmy bagaże i poszliśmy na przystanek autobusowy, by pojechac do świątyni Kinkaku-ji - zlotym zameczkiem polozonym nad jeziorkiem.
Do autobusu wsiada sie tylnymi drzwiami, wysiada z przodu płacąc w automacie przy kierowcy. Mozna w nim takze rozmienic pieniądze. Obliczona kwotę wrzuca sie do otworu, automat bez problemu rozdziela i liczy wrzucony bilon.
Po opuszczeniu autobusu poszliśmy w kierunku zabytky, po drodze zahaczajac o sklep z pamiątkami. Tam mila sprzedawczyni wyrwala mi z ręki pudelko z nawet nie wiem czym z reki, mamrocac cos pod nosem. Niczym nie zrazony takze przeklalem pod nosem i po chwili poszliśmy dalej.
Do kompleksu świątyni szło sie ubitym duktem, po jednej stronie był mały lasek, pośród drzew rósł mech, a korzenie drzew wystawaly obficie tworząc bujna platanine niczym japońska hiragana.
Wokół nas były całkiem duże tłumy głównie japońskich turystów, szkolnych wycieczek dzieci w mundurkach (anime z dziewczynami w podkolanowkach i miniowce oraz chlopcow w marynarkach to nie jest tylko wymysł wyobraźni artystów). Budynek nad jeziorem faktycznie mienil sie złotem, robiac na nas wrażenie. Udało nam się zrobić pare fotek, próbując uniknąć w kadrze osób trzecich, ale łatwo nie bylo. Całość zwiedziliśmy w przeciągu godziny, a po wyjsciu dojedlismy kupione wczoraj sushi. Wracając autobusem jakiś miły chłopak powiedział nam, ze mozemy kupić bilet dzienny, podziekowalismy mu za pomoc, jako, ze w ciagu kolejnych 30 minut mieliśmy opuścić Kyoto.
Wróciliśmy do hotelu, zabraliśmy walizki, soli, herbata (matcha z torebki; dla purystów: tak, Japończycy taka pija) i na dworzec.
Na dworcu głównym przeszliśmy na peron w kierunku do Nary i stanęliśmy w kolejce do przedziału: ludzi bylo sporo. Po paru minutach przyjechał pociąg i zajęliśmy miejsca. Po 45 minutach byliśmy na dworcu w Nara, jeszcze tylko 15 minut z walizkami i bedziemy w hostelu.
Szybko sie zakwaterowalismy i ruszyliśmy do pobliskiego parku, gdzie jest duzo muzeów, starych, drewnianym bram i świątynia Todai-ji z Budda o wysokości ok. 15m. Po parku biegaja wolno daniele, wszędzie są tablice ostrzegajace o tym, ze mogą zaatakować, kopnąć, zabrać rzeczy osobiste itp. Na jezdni takze są ostrzeżenia.
Japonia to najwyraźniej bardzo czysty i zadbany kraj, nie ma śmieci i kup na ulicach i chodnikach (psów w Japonii ja nie widziałem, Gosia jednego; takze prawie nie ma koszy na śmieci), ale tu, gdzie daniele - posłańcy Boga, mogą swobodnie zaczepiac turystów, robić sobie z nimi zdjęcia i otrzymywać specjalnie dla nich wyrabiane okrągłe wafelki - trzeba patrzeć pod nogi, by nie wejsc w bobki.
Nie zostało nam wiele czasu do zmroku, wiec próbujemy obejść co sie da; reszta rano. Cykam fotki bramy, a tu widzę, ze Gosia siluje sie z Danielem, który porwał sie jej do mapy. Po krótkiej utarczce zwierz urwał czwarta część mapy i zjadł ze smakiem. Nic to, weźmiemy druga z hostelu. Przechodzimy przez bramę o wysokości chyba z 20m, szerokości 30m i głębokości o 10. Po lewej i prawej stronie drewnianej konstrukcji od wewnętrznej strony stoi drewniany posag samuraja a bojowej pozór. Same ich dłonie maja chyba z metr dlugosci.
Nagle czuje, ze ktos dobiera mi sie do plecaka, odwracam sie i patrzę, a inny daniel próbuje, czy moj plecak sie nadaje do konsumpcji.
Dalej widzimy wysoki, drewniany mur, za ktorym widać świątynię z Budda, ale jest późno, wrócimy tu jutro.Romek ruszamy wzdłuż muru i zbaczamy w jedna z bocznych drożej, docieramy na wzgórze, gdzie jest kolejna drewniana świątynia. Prowadzi do niej szpaler kamiennych kapliczek, u góry zaś piękny widok na Nare i zachód Słońca.
Zmierzcha sie, wracamy zatem do centrum. Tam szukamy knajpy z jedzeniem. Od 2 dni zastanawiamy sie, zeby pójść do normalnej restauracji, zeby zobaczyć, czy tam jedzenie jest lepsze mimo 2-6 krotnie wyższych cen. Ale jeszcze nie dziś, trafiamy na knajpke, gdzie plastikowe imitacje dań na talerzach na wystawie wyglądają inaczej niż dotychczas jezone przez nas. Wchodzimy, otrzymujemy angielskie menu i czekamy na wolne miejsce przy stoliku. W ciągu 5 minut pojawia sie jeszcze w sumie z 10 osób, ale część ma rezerwacje i wchodzi przed nami. Po 10 minutach czekania siadamy przy stole i czekamy na zamówione podczas oczekiwania potrawy. Tym razem jest nie tylko smacznie ale i porcje sa ogromne. Gosi sie trochę nie zgadza zamowienie; okazuje sie, ze źle skojarzylismy rysunek jedzenia z opisem. Gosia je zatem zupę z cienkim makaronem soba, typowym dla Nart i 2 kawałki sushi. Ja natomiast oprócz schabowego na ryzu z jajkiem mam duza miskę udonu w galaretowatym bulionie.
Mocno najedzeni płacimy i wracamy do hotelu, po drodze zahaczajac o pare sklepów.
W pokoju odpoczywamy, ogrzewamy sie, oglądamy telewizję z krzaczkami, które nic a nic nie chcą sie zamienić w zrozumiale słowa, lepiej nie jest z językiem mowionym:)
nic dziwnego, w końcu hiragana ma ponad 40 symboli, katakana ponad 70, a kenji ponad 2000.
Czas zregenerować siły, jutro Nagoya:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
noufany
Roman Koziołek
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 86 wpisów86 77 komentarzy77 352 zdjęcia352 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.12.2017 - 17.12.2017
 
 
01.09.2009 - 08.11.2009