Rano poszliśmy na zakupy owocowo-warzywne na bazar (mercado). W środku budynku o powierzchni co najmniej 100m x 100m znajduje się ogrom stoisk warzywnych (z egzotyki: znajduje się tam wiele gatunków papryczki chile, limetka, wszystko na wagę i poukładane równiutko jedno na drugim), owocowych, mięsnych, ze słodyczami, pamiątkami, stoiska z piracką muzyką (tu bardzo popularne; są całe "firmy" pirackie, które mają własną nazwę i logo). Zrobiliśmy zakupy (1kg cielęciny 80 pesos, 1kg chile poblano rojo - rośnie tylko w porze deszczowej - 22 pesos, a 1kg limetki - 6pesos).
Przy okazji meksykańskiego obiadu zrobiłem kotlety mielone z mizerią - nie było tak źle, bo chyba smakowały ;) A meksykańska potrawa to:
Rajas poblanas - całkiem prosta, trochę ostra i bardzo smaczna. Składa się z ugotowanych i pokrojonych ziemniaków, pokrojonych w paski chile poblano rojo oraz pokrojonej cebuli, wszystko smaży się na patelni, soli i pieprzy. Chile poblano nadaje wszystkiemu przepyszny smak.
Napoje spożywane do obiadu to często "woda smakowa" - woda z cukrem z dodatkiem zmiksowanego owocu bądź warzywa. Tego dnia dodatkowo piliśmy białe winko - Liebfraumilch.
Pod wieczór pojechaliśmy poznać Mamalucha - babcię Nancy. Dorobiła się 8 dzieci - całkiem liczna rodzina. Byłem w centrum uwagi jako guerito (białasek), opowiedziałem trochę o Polsce, dowiedziałem się trochę o Meksyku, wszyscy bardzo mili. Spróbowałem też "echar el grito mexicano", czyli głośny okrzyk bardzo charakterystyczny dla Meksykan. Niestety tego dnia nie wyszło mi to za dobrze, ale poćwiczę :)
Zbliżała się 9, więc czas był na mnie, by pojechać w kolejne miejsce.
Las Luchas - czyli wrestling po meksykańsku :)
Przed Arena de Puebla spotkaliśmy się Gaby, Yani, Yadi, Laura i ja. Oczywiście jak w całym Meksyku, przed wejściem znajduje się ogrom stoisk z jedzeniem i pamiątkami, oraz przedmioty do robienia zamieszania podczas walk - jak trąbki, rękawice i inne. Nie mogło oczywiście zabraknąć masek w różnych kolorach i wzorach. Bilety były po 50 (1 piętro, najdalej od ringu), 60 (parter, nadal daleko od ringu) i 75 pesos(przy samym ringu, można oglądać Bohaterów z bliska. Mieliśmy bilety po 60. Usiedliśmy w nienajgorszym miejscu i zaczęliśmy podziwiać spektakl. Całość miała trwać 2,5 godziny; miało mieć miejsce 5 walk 2vs2 lub 3vs3.
Dawno nie widziałem takiego pokazu aktorstwa! O ile zwykłe kopnięcia, uderzenia głową i rękami były słabo grane, to wszelkie inne akrobacje, jak skoki na przeciwnika z saltem w tył, rzut wrogiem za głowę, trzymając go udami i wykonując przy okazji pełen obrót wokół własnej osi, by przy okazji spaść bezpiecznie na ring, były godne uznania. Tak samo skoki pomięzdy linami ograniczającymi ring oraz udawane kłótnie pomiędzy zawodnikami oraz sędziami. Wszystkiemu akompaniuje hałas trąbek, uderzeń o metalowe części areny, okrzyki pełne przekleństw i gróźb ze strony widowni - można się wkręcić:)
Scenariusz walki jest następujący. Najpierw prezentacja zawodników, którzy stają na linach, prężą mięśnie i stroją groźne miny w stronę przeciwników. Następnie stają naprzeciw siebie 1 wersus 1 i rozpoczyna się walka. Wszystkie ruchy dozwolone! Uderzenia wszystkimi częściami ciała w każdą część ciała i o każdy element ringu są na porządku dziennym. Oczywiście po chwili, niezadowoleni z przebiegu walki, dołączają koledzy masakrowanego na i poza ringiem kolegi z drużyny, i zaczyna się walka wszyscy przeciwko wszystkim:) oczywiście żadnych reguł, zasady niby są, ale kto by patrzył? Aktorsko jest średnio, choć poza małymi niedociągnięciami jest całkiem wysoki poziom udawania, akrobatycznie jestem pełen podziwu. Każda walka trwa ok. 20-30 minut. Udało mi się nagrać około 4 minut walki dorosłych panów przebranych w idiotyczne, pstrokate stroje, potem przyszedł pan z ochrony i kazał mi przestać nagrywać (na szczęście nie kazał mi tego usuwać).
Podczas Las Luchas pomiędzy widzami przechodzi całe stado sprzedawców cemitas, papas (chipsy) con salsa, masek i innych akcesoriów, jak trąbki (4 sztuki z rabatem kosztowały 60 pesos).
Ostatnią walką był sparing Meksyk-Japonia. Oczywiście lanie najpierw dostali Meksykanie, później jednak nastąpił jak zawsze niespodziewany zwrot akcji i wycisk dostali Japończycy. Wygrali Meksykanie, lecz później, nieczysto, Japończycy zdobyli przewagę (nie wiem kiedy faktycznie kończy się walka, chyba wtedy, gdy zawodnicy opuszczą teren areny). Stanęło na tym, że za tydzień jest rewanż.
Podsumowując, jest to bardzo relaksujący sport - oczywiście oglądany z daleka, nie z podłogi ringu:)