Rano wstaliśmy po 10, w końcu jesteśmy w podróży poślubnej.
Tosty, herbata, kąpiel i o 1130 poszliśmy do recepcji, by opłacić kolejny nocleg, który przedłużyliśmy poprzedniej nocy przez booking.com (w recepcji mieli wolne pokoje ale innego typu, a booking chyba miał od nich pulę pokoi, więc skorzystaliśmy i udało się zostać w tym samym pokoju).
Wyszło drożej niż za poprzednie noclegi, ale jak się rezerwuje na ostatnią chwilę, to kosztuje więcej. Poszliśmy do stacji metra, wsiedliśmy w zielona linię kolei Yamanote Linę i za 23 minuty wysiedliśmy na stacji Ueno. Wyszliśmy na słoneczną ulicę, stamtąd skierowaliśmy się do parku, w którym znajduje się około 5 różnych muzeów oraz zoo. Po drodze natknęliśmy się na mima-lalkę, który stał bez ruchu aż ktoś wrzucił monetę do kubeczka. Mim miał pomalowane usta, twarz i miał marynarkę ozdobioną czerwonymi, plastikowymi paskami.
Dalej zobaczyliśmy niewielką świątynię, naprzeciw jej znajdował się jeden z budynków muzeum, a do muzeum kolejka na parędziesiąt metrów. I nic się nie ruszała. Oby nasza była mniejsza!
Dalej wyszliśmy na duży, prostokątny plac, pośrodku którego była fontanna. Nieopodal nas paru Japończyków karmiło kruki (k. japońskie), dla mnie pierwszy chyba widok kruka w życiu.
Przed nami bylo już widać budynek muzeum, stąd nie było widać kolejki, dobrze!
Niestety jak podeszliśmy pod bramę okazało się, że muzeum dziś nieczynne. Jest tabliczka po angielsku, ze dziś zamknięte. Ale czemu, dziś wtorek, muzea mają wolne poniedziałki? Jest jakąś kartka pisana krzaczkami, pewnie napisany jest tam powód zamknięcia.
Sprawdzamy w tłumaczu Google i za chwilę już wiemy: jest kontrola elektryki.
No nic, wrócimy tu jutro.
Zatem kolejny punkt wycieczki, idziemy w kierunku najwyższej w Japonii wieży telewizyjnej Tokio Sky Tree. Ma ponad 600m wysokości. Nawet stad ja widać spomiędzy budynków. Idziemy na dworzec, mijając posąg wieloryba chyba naturalnej wielkości.
Wsiadamy w metro Ginza Line o kolorze pomarańczowym (bilety na 3 przystanki po 170 jenów / os.) i jedziemy.
Po wyjściu ze stacji idziemy na szybki posiłek, bo czujemy głód, a tosty nie są zbyt pożywne. Zjadamy parę zdrowych sushi skuszeni ceną 95 za talerzyk, ale to taka mała ściema bo takich sushi jest niewiele, dominują za 125, 140 i wyżej nawet do 390 jenów.
Po zaspokojeniu głodu ruszamy uliczkami i obserwujemy jak wieża robi się coraz bardziej ogromna. U stóp wieży mój obiektyw już średnio jest ją w stanie objąć.
Nie wjeżdżamy na górę, bo koszt to 2-3 tysiące jenów, zadowalamy się widokiem z zewnątrz.
Zamiast tego wsiadamy w metro i jedziemy na Akihabarę, dzielnicę rozrywek głównie elektronicznych.
Jest tam dużo wielopiętrowych sklepów z książkami, komiksami, figurkami, salonami automatów z grami itp.
Sa też sklepy z przecenionymi komiksami, grami itp. Tu już można polować na okazje.
Przechadzamy się po paru sklepach: dla miłośników japońskich rozrywek to raj, nas od tego boli głowa.
Decydujemy się wracać. Zauważamy na pierwszym piętrze bar z kotami. Opłata za wejście to 1500 jenów za godzinę, można się tam bawić z kotami do woli. Pod barem z kotami jest bar z hamburgerami. Hmm, skąd biorą mięso?
Nieopodal stoi pani, która trzyma na ręce 2 puchacze. Razem reklamują bar z sowami (tańszy od kociego).
Robię im zdjęcie i idziemy dalej.
Już dawno ciemno, ale neony powodują, że czujemy się jak za dnia.
Wsiadamy w kolej i jedziemy do naszej Okuby.
Zanim pójdziemy do hotelu jeszcze kolacja: sushi.
Siadamy w lokalu, Gosia idzie do ubikacji. Ja wzrokiem i rękoma pytam kucharza, czy można z góry wziąć kubek do march?
On mowi cos kelnerce i tłumaczy mi od podstaw co i jak się robi w sushi barze. Nie bronię się bo i tak nie wiem jak mam to powiedzieć. Sa też inne plusy, pani przynosi menu angielskie.
Myślę, że mozna tu zamówić nawet 100 różnych rodzajów sushi i nie tylko.
Wraca Gosia, zaczynamy kolację, wybieramy zdrowe porcje. Zamawiamy też zupy miso, jedna z owoców morza, druga z rybą.
Jemy, popijamy matchę i po zebraniu *nastu talerzyków mamy dość:)
płacimy w sumie 1856 jenów (coś ok. 60 zł) i idziemy do hotelu. Ja piszę pierwszą wersję tej relacji, ale jak próbuję ją opublikować, serwis stwierdza, że mnie przekieruje na stronę logowania. Tekst oczywiście przepada. Frustracja i wnerw, potem rezygnacja i refleksja.
Dzięki temu ten tekst piszę już w ściągniętej aplikacji do pisania notatek, co chyba dobrze wpłynęło na jakość tekstu.
Jutro muzeum i Asakusa - w poszukiwaniu laleczki Kokeshi.